piątek, 29 marca 2013

Rozdział 2


Rano obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Błyskawicznie otworzyłam oczy i uniosłam się na łokciach. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był zawieszony na ścianie plakat Biebera z dorysowanymi wąsami, przekreślonymi oczami i napisanymi po boku kilkoma niemiłymi epitetami. Byłam w pokoju Wiki, to było pewne. Razem z nią jakieś trzy miesiące temu ozdobiłyśmy tak ten plakat znienawidzonego przez nas piosenkarza.
Podniosłam się z łóżka kładąc rękę na bolącej okropnie głowie i ruszyłam w kierunku kuchni z której najpewniej pochodził budzący mnie odgłos.
- Co ty robisz? – spytałam stając w progu i spoglądając na zbierającą potłuczone szkło Wiktorie.
- Spadło. – odpowiedziała mi blondynka jakby nigdy nic.
- Tak po prostu spadło? – zapytałam poirytowana. Gdyby nie ten hałas najpewniej nadal bym spała co odpowiadałoby mojej bolącej głowie.
- Tak. – Wiki podniosła się z podłogi i wrzuciła odłamki potłuczonego kubka do kosza.
Nie miałam siły na kłótnie z nią. Poczłapałam niechętnie do stołu i usiadłam na krześle.
- Dasz mi coś na ból głowy? –spytałam.
- Oj Emilka. – moja przyjaciółka westchnęła z politowaniem. – Zabrać cię do klubu żebyś się zabawiła a ty mi się rano budzisz z takim kacem. – wyjęła z szafki aspirynę.
Otworzyłam szerzej oczy. Na śmierć zapomniałam, że wczorajszej nocy wcale nie oglądałyśmy z Wiki filmów tylko udałyśmy się do klubu. To wytłumaczyłoby mój fatalny stan.
- Wcale nie mam kaca. – odburknęłam.
Skupiłam się na wczorajszym wieczorze próbując sobie przypomnieć wszystko co się działo. Tańczyłam, Wiki też. Rozmawiałam z ….. skupiłam się bardziej ale nie mogłam przywołać twarzy mojego rozmówcy. Nagle przed oczami stanęły mi piękne szaro-niebieskie tęczówki. Jedyne co pamiętałam to te oczy. Boskie, idealne paczałki w które mogłabym się wpatrywać godzinami.
- Wyrwałaś chociaż kogoś wczoraj? – z wspomnień wyrwało mnie pytanie Wiktorii.
Spojrzałam na przyjaciółkę niepewnie. Nawet nie pamiętałam jego twarzy, jedyne co utkwiło mi w pamięci to jego oczy a przecież bez właściciela nie mogłam nazwać tego wyrwaniem. Po chwili pokręciłam przecząco głową. Nie musiałam informować przyjaciółki o siedzącym mi w głowie pięknym spojrzeniu jakiegoś chłopaka.
- A ty? – spytałam blondynkę.
- Nawet kilku. Jeden naprawdę dobrze całował tylko zapomniałam wziąć od któregokolwiek numer telefonu. – oznajmiła Wiki siadając obok mnie.
Westchnęłam i wtuliłam się w przyjaciółkę.
- A ty pamiętasz, że miałaś być w domu przed trzynastką? – zapytała po chwili blondynka spoglądając na wiszący obok zegar.
- A która jest? –zapytałam ożywiając się.
- No za dziesięć. – usłyszałam i podniosłam się poczym z prędkością godną mistrza olimpijskiego pognałam do pokoju.
Miałam dziesięć minut, żeby się ogarnąć i dojechać do domu bo inaczej czekała mnie śmierć z rąk Łukasza.

 

~*~

 
Do domu dotarłam spóźniona co jak się okazało nie zdziwiło ani Łukasza ani Natalii. Oboje zajęci byli sprzątaniem mieszkania po wczorajszej szalonej imprezie jaka się tu odbyła. Sama nie wspomniałam im nic o moim wypadzie do klubu, tajemniczych oczach które siedzą mi cały czas w głowię ani o niczym innym co wydarzyło się poprzedniej nocy. Szczegóły wolałam zachować dla siebie.
Niespodziewanie z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Proszę! – krzyknęłam poprawiając swoją pozycję na łóżku.
Po chwili drzwi do mojego pokoju lekko się uchyliły i stanęła w nich ubrana w jakiś różowy fartuszek Natalia.
- Pieczesz? – spytałam zdziwiona.
- Tak, szarlotkę. Chciałam cię zapytać czy mogłabyś zabrać teraz Nel na spacer? Nudzi się i trochę przeszkadza w kuchni, Łukasz wyszedł właśnie na trening a ty jak widzę też nie robisz nic ważnego. – siedzenie na łóżku i rozmyślanie to jest bardzo ważna rzecz ale nie chcąc się kłócić dałam za wygraną i postanowiłam zabrać siostrzyczkę na spacer. W sumie mi odrobina ruchu też nie zaszkodzi.

 

~*~

 
Szłam jedną z osiedlowych uliczek pchając przed sobą kremowy wózek z siedzącą w środku Nelką. Co chwile mijając jedną z sąsiadek szczerzyłam się sztucznie i mówiłam to jakże oklepane i znane „Dzień Dobry”. 
- Chcę pić. – usłyszałam nagle cienki, słodki głosik siostrzyczki.
- Nie możesz wytrzymać? Za chwilkę i tak będziemy wracać do domu. –spytałam z nadzieją, że mała blondyneczka się zgodzi.
- Mi się chcę teraz pić. – szła w zaparte. Dzieci są naprawdę upierdliwe.
- Dobra niech ci będzie. Chodź do sklepu. – oznajmiłam pchając wózek w kierunku znajdującej się za rogiem „Biedronki”.
Zostawiłam wózek przed wejściem mając nadzieje, że żyje wśród normalnych  i ogarniętych ludzi i kiedy wrócę nadal będzie stał w tym samym miejscu i weszłam z małą Nel do środka.
Oczywiście kiedy zależało mi żeby załatwić sprawę jak najszybciej pierwsze co dostrzegłam to kilometrowe kolejki. Jak zwykle miałam pecha. Pociągnęłam siostrzyczkę za sobą i ruszyłam po mały kartonik soku pomarańczowego.
- Proszę. – powiedziałam podając napój Nel.
Blondynka uśmiechnęła się szeroko i objęła kartonik obiema rączkami. Widząc, że wykonałam zadanie udałam się w kierunku kas.
- Mogę wejść przed panie? Trochę mi się spieszy. – gdy stałam już w kolejce zaczepił mnie jakiś chłopak. Spojrzałam na nieznajomego groźnie.
- Nie tylko tobie. Widzisz, że stoję z małą na rękach i chce kupić tylko jeden zasrany sok więc co się głupio pytasz. – warknęłam zdenerwowana.
- Ja mam tylko dwie butelki wody i spieszy mi się, naprawdę. Okaż dziewczyno serce. – namolny nieznajomy nadal próbował wkręcić się przede mnie i Nelkę.
- Posłuchaj chłopaczku czego ty nie rozumiesz?! Nie wpuszczę cię! Nie ty jedyny się spieszysz! – poziom agresji na moim wskaźniku wzrastał.
- Mam tylko dwie wody, rany przecież nie wpycham się z całym koszykiem!
- To mnie nie obchodzi! Możesz mieć nawet jedno jajko i tak cię nie wpuszczę!
Nasza wymiana zdań robiła się coraz głośniejsza i bardziej ożywiona. Po chwili praktycznie wszyscy w sklepie się nam przyglądali. Na szczęście przed totalnym wybuchem i atakiem wściekłości uchroniła tego chłopaka kasjerka bo po długim czekaniu nadeszła wreszcie moje kolej.
- Może gdybyś była milsza zaprosiłbym cię na randkę. – usłyszałam z ust wkurzającego mnie nieznajomego w chwili kiedy miałam już odejść z sokiem i siostrzyczką od kasy.
- Że co? – spytałam zupełnie zbita z tropu.
Teraz kiedy emocje trochę już opadły lepiej przyjrzałam się chłopakowi. Musiałam przyznać, że był dość przystojnym brunetem z jakimś takim szczerym, pozytywnym uśmiechem. Wcześniej kłócąc się z nim nawet nie zwróciłam uwagi na to jak wygląda. Jego twarz zdawała się dziwnie znajoma jednak konkretnie nie mogłam stwierdzić gdzie go już widziałam.
- Jesteś bardzo ładna i szkoda, że taka nie miła bo inaczej zaprosiłbym cię na randkę. – oznajmił chłopak posyłając mi słodki to bólu uśmiech.
Uśmiech był jego mocnym punktem. Kiedy szczerzył te swoje idealne białe zęby czułam jak miękną mi nogi. Jednak nie zapominając, że jestem w sklepie i przed chwilą prowadziłam z chłopakiem dość ożywioną dyskusję postanowiłam się ogarnąć.
- Spieszę się. – powiedziałam w stronę bruneta. – Może gdybyś nie próbował się wepchnąć do kolejki poświęciłabym ci chwile.
- Może gdybyś mnie przepuściła teraz odprowadziłbym cię do domu. – chłopak wyszczerzył się zadowolony z siebie.
- Oszczędź chłopcze. – zakończyłam i przewróciłam oczami. Nie czekając na reakcję nieznajomego ruszyłam ku wyjściu.
- Mam nadzieje, że się jeszcze spotkamy! – krzyknął za mną chłopak ale nie miałam zamiaru się odwracać. Nie chciałam bo mogłabym jeszcze raz wymięknąć widząc jego zniewalający uśmiech.

~*~

 
Z wielki trudem taszczyłam po schodach wózek Nel a ona sama szła zadowolona popijając swój soczek.
- Co ty tu robisz? – spytałam mocno zdziwiona zastając mojego przybranego ojczulka siedzącego na klatce schodowej.
Brunet podniósł zaskoczony głowę i dostrzegając, że ledwo daje radę z wózkiem, podniósł się i pomógł  mi wtaszczyć cholerstwo na górę.
- Siedziałem sobie i rozmyślałem. – odpowiedział mi piłkarz.
- Kradniesz mój sposób spędzania czasu? – zapytałam ze śmiechem.
- No to jeśli wolisz zmienię moją odpowiedź na czekałem tutaj aż wrócicie ze spaceru. – poprawił się mój tatunio i wziął Nel na ręce. Pogładziłam siostrzyczkę po blond włosach i wyjęłam kluczę by otworzyć mieszkanie.
- Jak trening? – spytałam przekraczając po chwili próg domu.
- Jak zwykle. Wziąłem za to dzisiaj bilety dla nas na mecz z Zagłębiem. – odpowiedział mi Łukasz wchodząc za mną.
- Z góry zakładasz, że wszyscy pójdziemy tak? – posłałam piłkarzowi kpiące spojrzenie.
- Ja po prostu wiem, że chcesz dopingować stołeczną drużynę w tym mnie, jej kapitana. – oznajmił z uśmiechem Łukasz.
- A czy mam inne wyjście?! – spytałam retorycznie i zostawiając Nel i Łukasza w korytarzu udałam się do kuchni.

 

~*~

Leżąc wieczorem na łóżku zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to w ciągu zaledwie dwóch dni zmarnowałam aż dwie okazję na podryw. Najpierw w klubie przy chłopaku o cudnych oczach a następnie dzisiaj w sklepie przy tym wykłócającym się brunecie o olśniewającym uśmiechu. Normalny człowiek zacząłby podejrzewać mnie o homoseksualizm. Obaj nieznajomi byli przystojni i mieli w sobie to tajemnicze ”coś” a ja mimo to odeszłam nieugięta. Czy to znaczy, że mężczyźni mnie nie pociągają?! Wręcz przeciwnie! Przy przystojniakach zachowuje się jak głupia nastolatka i szaleje na widok jakiegoś nagiego torsu na okładce magazynu ale wiem też, że chłopak to tylko chłopak i nie można padać mu do stóp. W sumie to chciałabym kiedyś spotkać któregoś z tych tajemniczych nieznajomych. Jeszcze jeden raz móc zobaczyć te piękne szaro-niebieskie tęczówki albo rozpłynąć się na widok tego cudownego uśmiechu. Oh Emilka, ty kretynko! Szansa na to, że ich jeszcze raz ujrzysz jest jak jeden do miliona! Ogarnij więc swoją fantazję!
Nagle z rozmyślań wyrwał mnie niespodziewany płacz Nel który rozniósł się po całym mieszkaniu.
- Emi, wstań do Nelki! – usłyszałam krzyk Łukasza. Oczywiście on tego nie zrobi bo w telewizji leci jakiś mecz Real ktoś tam, który ogląda z Natalią. Wzorowi rodzice.
Podniosłam się z łóżka i poszłam do pokoju siostry. Blondyneczka siedziała zapłakana na łóżku zakrywając twarz różową poduszką.
- Co się stało? – spytałam siadając obok siostry i przytulając ją.
- Zły pan! Zły pan! – powtórzyła gorączkowo blondynka łkając.
- To tylko sen. – zapewniłam i położyłam Nel nakrywając kołdrą. – Wszystko będzie dobrze. Teraz na pewno przyśni ci się już coś fajnego. – zapewniłam i dałam siostrzyczkę całusa w czoło.
- Obiecujesz? – zapytała blondynka wpatrując się we mnie swoimi małymi, mokrymi od płaczu oczkami.
- Obiecuje. – powiedziałam szeptem i wyszłam z pokoju.
Kiedy w drodze powrotnej do swojego pokoju minęłam salon, Łukasz spojrzał na mnie z uśmiechem i chodź nic nie powiedział w jego oczach widziałam nieme „dziękuję”.


Dom rodzin­ny jest zwyk­le miej­scem, gdzie wyłado­wuje się nag­ro­madzo­ne w ciągu dnia ura­zy. Jest miej­scem oczyszcze­nia, w którym można poz­wo­lić so­bie na więcej niż po­za domem.”
 

_________________________
Wiem, że ten rozdział beznadziejny ale to nadal tylko taki wstęp do akcji. Chciałam wprowadzić drugiego adoratora Emilki i przedstawić trochę jej rodzinne relację. Dla wszystkich, którzy byli ciekawi kim jest tajemniczy chłopak o pięknych tęczówka mam pocieszenie, że w następnym rozdziale poznamy tożsamość obu nieznajomych i że wtedy dodam też zakładkę bohaterów, żeby nie umieszczać już zdjęć w tekście.
Chciałam też wam najmocniej podziękować za wszystkie komentarze. Mam wielkiego banana na twarzy gdy je czytam. Co do interpunkcji i błędów na które zwróciliście uwagę to staram się jak mogę ale jestem dysortografem, więc to dla mnie droga prze mękę. Mimo wszystko dziękuje, że to czytacie ;)


 

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 1


Nigdy nie miałam łatwego życia. Nie lubię się nad sobą użalać ale kiedy miałam czternaście lat straciłam rodziców. Wypadek, nic więcej. Na świecie jest mnóstwo katastrof lotniczych, pech chciał, że akurat w jednej z nich brali udział moi rodzice. Jedna z moich psycholożek tłumaczyła mi, że ludzie przychodzą i odchodzą i nie powinniśmy się do nich przywiązywać, że może strata obojga rodziców da mi siłę i w przyszłości lepiej będę znosić odejścia bliskich. Wtedy tego nie rozumiałam. Byłam zapłakaną, zagubioną nastolatką która z dnia na dzień stała się sierotą i którą zaraz mieli oddać do domu dziecka. Najpewniej zostałabym w nim do osiemnastego roku życia bo kto chciałby adoptować dziewczynkę po przejściach i z traumą. Niczym rycerz na białym koniu pojawił się mój wujek, brat mojej mamy, sławny piłkarz Widzewa łódź, Łukasz Broź. Po śmierci moich rodziców jako najbliższa rodzina bez problemu mnie zaadoptował. Łukasz i jego żona Natalia byli bardzo zadowoleni. Młodzi, bez dzieci chętnie się mną zaopiekowali. Nie mogłam narzekać, po stracie rodziców stanęłam na nogi i dostałam niepowtarzalną okazję nowego życia. Dopiero rok później sielanka zaczęła się psuć. Natalia zaszła w ciąże i cała uwaga moich przybranych rodziców przeniosła się na malutką przybraną siostrę Nel. Teraz jesteśmy we czwórkę, Łukasz, Natalia, ja i Nel. Dużo jak na jeden dom a dla mnie za dużo o trzy osoby. Nie chodzi o to, że jestem niewdzięczna, wiem ile dali mi Łukasz z Natalią i wiem, że starają się poświęcać i mi i Nel tyle samo uwagi ale wiem również, że lepiej jest mi samej. Po stracie rodziców polubiłam samotność. Przestałam tak od niej uciekać. Z moją nową rodzinką mieszkam już cztery lata. Dziś mam już osiemnaście lat, pełnoletniości witam i zapraszam. Przyzwyczaiłam się do tego co mam. Nie opowiadam wszystkim naokoło jakie ciężkie miałam chwile. Pogodziłam się z tym. Przywiązałam się też do Łukasza, czasami przekomarzając się z nim powiem do niego „mój ty tatusiu”, albo kiedy chce o coś poprosić Natalie dodam kilka określeń „kochanej mamuni”. Kiedy jestem na spacerze z Nel i mam ją komuś przedstawić mówię, że to moja siostra. Przyzwyczaiłam się, dla mnie nie ma już innej rodziny. Jest ta którą mam i chodź czasami są mocno wkurzający to fajnie, że w ogóle są. Kiedyś myślałam, że jak skończę osiemnaście lat to wyjadę od nich jak najszybciej, teraz kiedy wychodzę na dłużej niż kilka godzin zastanawiam się czy wszystko z nimi w porządku. Człowiek może sobie wmawiać, że woli być sam, że nikt nie jest mu potrzebny ale w głębi duszy pragnie bliskości najbardziej na świecie. Każdy potrzebuje rodziny i nie nigdy nie powinien jej zostawiać.
- Co tu robisz? – niespodziewanie z rozmyślań wyrwał  mnie głos Łukasza.
Siedziałam sama na klatce schodowej przed naszym mieszkaniem. Lubiłam to miejsce. Kiedy potrzebowałam coś przemyśleć, głębiej się nad czymś zastanowić wychodziłam z domu i siadałam na schodach, trzymając się jedną ręką poręczy zaczynałam rozmyślać.
- Siedzę. – odpowiedziałam zwyczajnie podnosząc wzrok na stojącego obok mnie przybranego ojczulka.
- No widzę, że siedzisz ale czemu nie wejdziesz do domu? – zapytał z lekkim rozbawieniem wskazując na drzwi.
- Bo tu jest fajnie. Możliwe, że nie uwierzysz ale nad czymś myślę. – dostrzegłam jak brunet posyła mi pytające spojrzenie. – Nie zrozumiesz.
- Wnioskuje, że mi nie wytłumaczysz co nie? – spytał piłkarz siadając na schodku obok mnie.
Kurczę, czasami Łukasz był zbyt dociekliwy. Czas się pogodzić, że nie wszystko się wie.
- Nie. – rzuciłam krótko szczerząc się do bruneta. – Zresztą chodź już do środka bo zimno mi w stopy. – dodałam podnosząc się i ciągnąc za rękę Łukasza.
- To jak następnym razem będziesz chciała tu przyjść to załóż skarpetki geniuszu. – spiorunowałam przybranego tatuśka wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam Lord Voldemort i weszłam do mieszkania.


~*~
 

Podczas uroczystego rodzinnego obiadu nasz kochany ojczulek obwieścił radosną nowinę.
- Zaprosiłem jutro kilku chłopaków z Widzewa na męski wieczór. – ogłosił dumny jak paw krojąc swojego kotleta.
- Czyli przyjdzie kilku piłkarzy żeby grać w durne męskie gry, pić piwo, nawalać się z byle powodu i oglądać przerażające, bezsensowne filmy? Super. – powiedziałam sarkastycznie i przewróciłam oczami.
- Emilka! – skarciła mnie Natalia.
Poczułam na sobie gniewne spojrzenie i zamilkłam kierując swoją uwagę na leżącą na moim talerzu gotowaną marchewkę.
- Jeśli chcecie zostać na naszym spotkaniu nie ma problemu ale ostrzegam, że to chyba nie jest nic dla was. – stwierdził po chwili Łukasz.
- Nie będę ci przeszkadzać. Pojadę z Nelką do moich rodziców bo tak się składa, że dawno już u nich nie byłyśmy. Wrócę następnego dnia, około trzynastej. A no i chciałabym zastać dom w dobrym stanie czyli bez szaleństw. – Natalia jak zwykle za bardzo ufała mojemu przybranemu tatusiowi. Kilku facetów samych na noc to raczej nie wróży nic dobrego.
- A ja pójdę zanocować do Wiki. – wtrąciłam się odkładając na bok sztućce.
Wiki   była moją najlepszą przyjaciółką. Poznałyśmy się jeszcze w gimnazjum podczas tych ”dobrych lat” czyli tuż przed wypadkiem moich rodziców. Z naszej dwójki to ona była tą zwariowaną, szaloną, dającą się ponieść emocją częścią. To ona jako pierwsza w naszej klasie miała swój pierwszy raz. Była przykładem wolnej, niezależnej dziewczyny. Często zmieniała chłopaków, miała ich całkiem sporo. Teraz gdy ja nadal byłam dziewicą ona zamierzała związać się z jakimś żonatym mężczyzną. Jeśli chodzi o chłopców była nieprzewidywalna, jako przyjaciółka była niezastąpiona. Potrafiła dać przyjaźń jakiej nie dawał nikt inny. Kochałyśmy się jak siostry chodź moja rodzinka nie za bardzo za nią przepadała, uważali, że ma na mnie zły wpływ.
- Do Wiktorii Andruk? – spytała Natalia spoglądając na mnie.
- Tak. Zostanę u niej do rana i postaram się wrócić przed trzynastą tak jak ty. – odpowiedziałam starając się zabrzmieć jak najbardziej odpowiedzialnie i dorosło. Wiedziałam, że zaraz posypie się lawina pretensji dlaczego idę właśnie do Wiki a nie jakiejś innej koleżanki.
- Skończyłam. – niespodziewanie do moich uszu doleciał słodziutki głosik siedzącej obok Nel, która ładnie odłożyła swój widelec na bok i uśmiechała się do nas radośnie.
- Brawo słonko teraz możesz iść się trochę pobawić. – powiedział Łukasz pomagając jej odejść od stołu. – A jeśli chodzi o ciebie to znasz moje zdanie na temat Wiktorii. Możesz u niej zanocować ale wracasz przed trzynastą i to nie zalana w trupa tylko grzeczna i schludna. – dodał patrząc na mnie surowo. Jego spojrzenie wyraźnie oznaczało, że mimo iż się zgodził nie był zachwycony.


~*~


- Hej. – rzuciłam beztrosko na powitanie Wiktorii i weszłam do jej mieszkania.
Wiki mieszkała tylko z matką gdyż jej ojciec przeprowadził się do Londynu i przestał kontaktować z rodziną. Od małego udowadniała wszystkim, że bez ojca doskonale da sobie radę. Matki też nie miała najlepszej. Pani Andruk wołała wyjść na plotki z przyjaciółkami niż spędzić trochę czasu z córką.  Wiki zawsze powtarzała, że tak jest dobrze ale chyba tęskniła za normalną rodziną. – Jest ktoś? – spytałam kładąc swoją torbę z rzeczami na podłodze.
- Nie. Jesteśmy same czyli możemy poszaleć. – odpowiedziała mi posyłając cwaniacki uśmieszek.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam wraz z przyjaciółką w stronę jej kuchni. Przy wejściu od razu poraziła mnie biel jej kafelków, szafek i wszystkich sprzętów. Urok kuchni Wiki należał do dobrego pierwszego wrażenia, które swoją bielą zwalało z nóg. Usiadłam na jednym ze stołków naprzeciwko nalewającej nam coli do szklanek Wiktorii.
- Czyli mówisz, że Łukasz urządzą imprezę dla klubowych kolegów? –zapytała po chwili blondynka podając mi napój.
- Zgadza się. Musiałam jak najszybciej ewakuować się z domu. – odpowiedziałam.
- Wiesz ja to bym chyba została. Jedna dziewczyna i kilku przystojnych piłkarzy to byłoby coś. – Wiki zaprezentowała jedną ze swoich słynnych uwodzicielskich min  na której widok szeroko się uśmiechnęłam.
- Oj Wiki daj spokój. My takie przeciętniaki, ledwo pełnoletnie na pewno nie byłybyśmy w typie extra piłkarzy. – przypomniałam przyjaciółce.
- Wypraszam to sobie, ja jestem w typie każdego. – oburzyła się blondynka i odstawiła szklankę z colą na stół. – Zresztą jak chcesz to możemy to sprawdzić. Dzisiaj piątek, jesteśmy młode, piękne i pełnoletnie więc zamiast tutaj siedzieć i oglądać idiotyczne filmy chodźmy do klubu. – rzuciła niespodziewanie energicznie i podniosła się z miejsca.
- Teraz? Miałam wrócić jutro do domu w dobrym stanie. – starałam się pohamować entuzjazm przyjaciółki.
- Wrócisz, obiecuje. A teraz chodź się szykować. – oznajmiła blondynka ciągnąc mnie do swojego pokoju
 

~*~

 
Neonowe lampy, głośna muzyka i tłumy tańczących ludzi wszystko przyczyniało się do doskonałej atmosfery klubu. Nawet nie zauważyłam kiedy w jednym z dzikich tańców Wiki zniknęła mi z oczu. Po kliku kieliszkach wszystko działo się jakby szybciej, inaczej. Nie przejmowałam się po prostu chciałam się dobrze bawić.
- Masz jeszcze jeden. – znikąd pojawiła się moja przyjaciółka z dwoma kieliszkami w ręku. – No masz, pij. – dodała wciskając mi jeden do ręki.
Bez zastanowienia odebrałam kieliszek z rąk Wiki i od razu wypiłam oddając jej po chwili pusty. Zaczynało mi się kręcić w głowie, więc odwróciłam się i lekko chwiejnie ruszyłam w kierunku baru. Usiadłam na jednym z jakiś niebotycznie wysokich barowych krzeseł i zakryłam twarz w dłoniach, próbując doprowadzić się do porządku.
- Wszystko dobrze? – usłyszałam nad uchem przyjemny męski głos.
Odwróciłam się odrobinę za szybko co spowodowało małe rozmycie się obrazu w mojej głowie.
- Yhhm..- zaczęłam mrożąc oczy. – Wszystko świetnie.
- Wygląda jakby coś było nie tak. – nieznajomy brnął w zaparte. Za wszelką cenę pragnął zostać moim bohaterem czy jak?!
- Posłuchaj chłopaczku, czuje się doskonale więc możesz przestać się tak troszczyć i wrócić do wyrywania lasek w klubie. – oznajmiła z przylepionym do twarzy sztucznym uśmieszkiem.
Po chwili obraz wrócił do normalnego stanu a ja ujrzałam swojego dociekliwego nieznajomego, którego twarz była….była dziwnie znajoma. Spora dawka alkoholu zrobiła swoje i mózg odmówił współpracy przez co nie mogłam przypomnieć sobie kim był stojący naprzeciwko mnie chłopak.
- Jeśli odejdę na pewno dasz sobie radę? – ponownie usłyszałam jego głos.
- Tak. Radziłam sobie zanim na świecie pojawili się tacy bohaterowie jak ty i będę sobie radzić jeszcze długo po tym jak znikną. – oznajmiłam odwracając się do natręta plecami.
- A ja pomagałem dziewczyną zanim na świecie pojawiły się takie naburmuszone księżniczki jak ty i będę pomagał jeszcze długo po tym jak znikną. – słowa chłopaka wzbudziły we mnie chęć mordu. Co za bezczelny gnojek. Odwróciłam się ponownie by móc ujrzeć jego twarz, która teraz znajdowała się bliżej mojej niż wcześniej. Stał tuż obok mojego barowego krzesła i szczerzył się wesoło jak jakiś pieprzony optymista. Jedną rzecz ujrzałam jednak teraz dokładniej. Oczy, jego wręcz idealne szaro-niebieskie tęczówki, które błyszczały i przyciągały jednocześnie. Stał w miejscu i prezentował te swoje śliczne oczka. Moje serce niespodziewanie przyspieszyło co wywołało u mnie lekką panikę. Reaguje jak wariatka na widok jego cudnych paczałek. Nie jest dobrze. Tonęłam w nich. Nie wiem dlaczego nie mogłam przestać się w nie wpatrywać.
- Ja…yyyy… - jąkałam się jak jakaś dzikuska a chłopak miał pewnie z tego niezły ubaw. – Zbieram się już. – wyrzuciłam z siebie chodź nie były to słowa, które miałam zamiar wypowiedzieć.
- To pa moja księżniczko. – usłyszałam i poczułam jak właściciel najpiękniejszych tęczówek na świecie daje mi całusa w policzek. Czułam jak uginają mi się kolana. Zachowywałam się jak głupia, zabujana w jakimś chłopaku gimnazjalistka, która jak wariatka reaguje na jakikolwiek jego ruch.  – Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy. – dodał chłopak czym wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech.
Starając się nie patrzeć nieznajomemu w oczy ruszyłam w tłum tańczących klubowiczów szukając wzrokiem Wiktorii. 

”Nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, póki nie spotkałam Twych oczu.”
 
____________________
Proszę o wyrozumiałość bo początki zawsze są denne. Obiecuje, że później akcja się rozkręci i będzie się działo. Dla osób które jakoś nie specjalnie interesują się piłką i nie kojarzą postaci pojawiających się w opowiadaniu to są tam linki do zdjęć w które można kliknąć. Nie ma zdjęcia tajemniczego chłopaka o pięknych oczkach bo dopiero później okaże się kim no jest.
Już teraz chciałam podziękować za wszystkie komentarze jakie pojawiły się pod prologiem bo bardzo mnie ucieszyły. Liczę, że nadal będziecie ze mną.

poniedziałek, 18 marca 2013

Prolog


Czy można kochać jednocześnie dwie osoby? Jeszcze do niedawna powiedziałabym, że nie. Kiedyś był to dla mnie absurd, żeby swoje serce powierzyć aż dwóm mężczyzną. Teraz wiem, że miłość jest wielka, bezgraniczna, mocna. Miłości wystarczy dla nieograniczonej liczby osób. Ona po prostu jest. Teraz kochając jednocześnie dwóch wspaniałych chłopaków mogę powiedzieć, że coś takiego jest, istnieje. Czy jest łatwo? Nie. Jak daje radę? Nie wiem, chyba w ogóle nie daje. Miłość wysysa z nas energię. Przez miłość miotamy się, dajemy ponieść emocją. Miłość do drugiej osoby nas wykańcza. Miłość do dwóch osób wykańcza podwójnie. Podwójne cierpienie, podwójny ból, smutek, strach, strata. Wszystko odczuwamy dwukrotnie. Zakochując się jednocześnie w dwóch osobach jesteśmy jak żołnierz który idzie na samobójczą misję. Wiemy, że to nas wykończy ale nie wycofujemy się z tego. Człowiek tak bardzo pragnie miłości, że jest gotowy na wszystko. Tylko, że w miłości do dwóch osób zawsze są trzy co oznacza, że jedna będzie musiała odejść. Nikt nie chce być tą osobą. Nikt nie chce odchodzić, tak samo jak nikt nie chce wyznaczać osoby do odejścia. Łatwiej jest trwać w toksycznym trójkącie niż wybrać i pozbawić kogoś szczęścia. Ja nie chciałam tego robić. Pozwoliłam zapędzić się w sytuacje bez wyjścia. Byłam ptakiem otoczonym przez dwa inne ptaki. Nie ważne w którą stronę chciałabym pójść, jeden z ptaków i tak by ucierpiał. Jak zwykle namieszałam.
 

,,Kochając jednocześnie dwie osoby narażamy się na podwójne cierpienie.”
 
 
***
Takie streszczenie fabuły. Opowiadanie o osiemnastoletniej Emilli Broź. Mieszkance Łodzi i fance Widzewa Łódź, która zakochuje się jednocześnie w dwóch piłkarzach stołecznego klubu. Oklepane, mało orginalne? Może ale dla mnie mimo to ciekawe. Zachęcam do śledzenia bloga i bycia ze mną podczas publikowania tej historii.
 

Obserwatorzy