środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 5


Podczas naszego wspólnego wypadu do kina Wiki była wyraźnie nieobecna. Zwykle tryskała humorem, z uśmiechem komentowała to, co działo się na ekranie, ale tym razem nawet nie skupiała się na filmie. Na wszystkie pytania odpowiadała niewyraźnie, jakby od niechcenia.
- Wiki co się dzieje? – spytałam w końcu, kiedy opuszczałyśmy sale kinową.
Blondynka zatrzymała się i obdarzyła mnie smutnym spojrzeniem. Aby dodać jej otuchy chwyciłam jej dłoń.
- Nic. Wszystko w porządku – usłyszałam w odpowiedzi.
Westchnęłam. Czułam nie moc, bo w żaden sposób nie mogłam pomóc przyjaciółce.
- Wiktoria – zaczęłam niemal błagalnie. – Wiktoria proszę przecież widzę, że coś się dzieje.
Blondynka spuściła głowę. Spojrzałam na znajdujące się obok nas wejście do damskiej toalety i nie zastanawiając się nad niczym zaciągnęłam tam przyjaciółkę. Sprawdziłam czy wszystkie kabiny są puste, a następnie stając wraz z Wiki pod kafelkową ścianą czekałam na wyjaśnienia.
- Nic mi nie jest. Po prostu mało dzisiaj jadłam – odpowiedziała po chwili blondynka.
Spiorunowałam przyjaciółkę wzrokiem.
- Żartujesz sobie? Wiki jesteśmy jak siostry! Jeśli coś cię dręczy to możesz mi o tym powiedzieć!
Oczy Wiktorii zaczęły się szklić i wyczerpana osunęła się na podłogę.
- Nie chciałam! Naprawdę nie chciałam! – oznajmiła nie powstrzymując już potoku łez.
Kucnęłam obok przyjaciółki mocno ją obejmując. Widok jak płacze był dla mnie bardzo bolesny. Nie chciałam, żeby cierpiała. Nie rozumiałam też co właściwie ją dręczy.
- Wszystko będzie dobrze. Tylko powiedz mi co się stało – wyszeptałam gładząc jej blond włosy.
- Ja nie chciałam! Emi naprawdę nie chciałam! Przepraszam, tak bardzo przepraszam! – szloch Wiki rozniósł się po toalecie.
- Za co przepraszasz? – spytałam.
Blondynka podniosła na mnie zapłakane oczy. Były pełne bólu i rozpaczy.
- Tydzień temu… - zaczęła Wiki próbując opanować płacz. - … tydzień temu po wygranym przez Widzew meczu z Piastem byłam w klubie. W tym samym, w którym byłam z tobą ostatnio. Tam … - głos przyjaciółki ponownie zaczął się załamywać. - … tam byli też piłkarze. Chcieli świętować wygraną, pisałaś nawet do mnie, że Łukasz tam wyszedł. – spojrzałam na Wiki z przerażaniem, bałam się tego co chce mi powiedzieć. -Byłam pijana, naprawdę. Oni też byli mocno wstawieni, Łukasz gadał, że chce się zabawić, wiesz klub, światła, drinki. Później zabrali się do czyjegoś mieszkania, nawet nie wiem czyjego. Pojechałam z nimi, Emi, gdybym wiedziała…, gdybym tylko wiedziała. – Wiktoria wybuchła płaczem, ale połykając łzy nadal kontynuowała. – Nawet nie wiem jak znalazłam się z Łukaszem w sypialni. Byłam pijana, bardzo. Chciałam się tylko zabawić tak jak on. Emilka naprawdę byłam pijana. Łukasz jest przystojny, był wstawiony i mówił, że nie będę żałować, że on się na tym zna i będzie mi dobrze.
- Przespałaś się z, nim – przerwałam przyjaciółce wpatrując się w nią z przerażeniem. – Spałaś z Łukaszem, z moim kochanym, przybranym tatulkiem.
- Emilka przepraszam, tak bardzo cię przepraszam – blondynka złapała mnie za rękę i wycierając spływający z łzami makijaż próbowała mnie przeprosić.
Wstałam nie mogąc uwierzyć to, co przed chwilą usłyszałam. Spojrzałam w wielkie lustro, które znajdowało się naprzeciwko mnie widząc tam totalnie zszokowaną dziewczynę. Dłonie zaczęły mi się lekko trząść. Spojrzałam na siedząca na podłodze zapłakaną Wiktorie i poczułam wstręt, pogardę. Nie była moja przyjaciółką, gdyby nią była nie zrobiła, by mi tego. W tej chwili nią gardziłam. Czując, że pod powiekami zbierając mi się łzy wybiegłam z toalety. Nie odwracałam się za siebie. Właśnie walił mi się świat.



~*~



Błąkałam się bez celu po ulicach Łodzi. Czułam się, jak mała, zagubiona dziewczynka, która nie może wrócić do domu i to nie dlatego , że zapomniała drogi tylko dlatego , że go już nie ma, że jej kochany, przytulny dom się rozsypał. Nie miałam ochoty widzieć Łukasza, zresztą Natalii też nie, bo pewnie powiedziałabym jej prawdę i wyrządziła tym ogromny ból. Nie miałam dokąd pójść.
Stanęłam przy jednej z wielkich latarni, które ustawione w kolumny służyły oświetlaniu ogarniającego wszystko mroku. Otarłam ręką spływając po policzku pojedynczą łzę. Dzisiaj wylałam ich już za dużo a powinnam być twarda, bo przecież cierpiałam już nie pierwszy raz.
- Czy my się nie znamy? – usłyszałam niespodziewanie czyjś męski głos na, którego dźwięk lekko podskoczyłam. Byłam przekonana, że nikogo nie spotkam.
Po chwili moim oczom ukazał się Mariusz Rybicki, ten sam, z którym zapoznałam się podczas meczu i, z którym odbyłam kłótnie w sklepie.
- Coś często się spotykamy – oznajmił piłkarz posyłając mi swój uroczy uśmiech.
Nie wiem nawet dlaczego, ale na widok jego urokliwego uśmiechu wtuliłam się w bruneta bez słowa. Potrzebowałam bliskości, jakiegoś ramienia, na którym będę się mogła wypłakać.
- Jejku aż tak się za mną stęskniłaś? – spytał chłopak z uśmiechem tuląc mnie do siebie.
Słysząc jego słowa wybuchłam płaczem, po raz kolejny dzisiejszego dnia. Był taki zabawny, miły i sympatyczny. Nie sprawiał, że cierpiałam jak inne bliskie mi osoby.
- Ej nie płacz – powiedział Mariusz lekko odsuwając mnie od siebie. – Nie wiem, co cię trapi, ale zawsze można temu zaradzić.
- Nie można – odpowiedziałam przez łzy.
- Co to za pesymizm dziewczyno? Idź do domu, prześpij się i zobaczysz, że jutro wszystko będzie dobrze – oznajmił wesoło piłkarz.
- Nic nie będzie dobrze! – krzyknęłam zalewając się łzami jak ostatnia sierota. – Nie mam już domu, nie mam, gdzie iść.
Chłopak popatrzył na mnie ze współczuciem i ponownie do siebie przytulił.
- W takim razie chodź do mnie – wyszeptał, kiedy byłam już w jego ramionach.

 

~*~



Sama nie wiem dlaczego zgodziłam się pójść do domu Rybickiego. Nawet w takim kiepskim stanie była to rzecz zupełnie do mnie nie pasująca. Trzeba było jednak przyznać, że chodź mieszkanie Mariusza nie było za duże to musiał urządzać je naprawdę dobry architekt wnętrz.
- Chcesz coś zjeść? – spytał brunet, kiedy zajęłam miejsce na kanapie a on otworzył lodówkę.
- Nie, dziękuję – odpowiedziałam poprawiając włosy i ocierając twarz, czyli doprowadzając się do porządku.
- Jeśli masz u mnie spędzić noc to muszę coś o tobie wiedzieć – stwierdził piłkarz, kiedy wrócił do salonu z kilkoma kanapkami.
- Na przykład co? – zapytałam.
- Na przykład to czemu nie możesz wrócić do domu, co właściwie się stało. Wiesz takie tam podstawowe info – oznajmił ze śmiechem pałaszując pierwszą kanapkę.
Zamyśliłam się. Czy mogłam opowiadać o sobie mało znanemu chłopakowi?! W sumie byłam mu to winna za pomoc.
- Nie mogę wrócić do domu, bo dowiedziałam się czegoś o jednym z domowników – powiedziałam po chwili.
- Czego?
- Jesteś zbyt ciekawski.
- No mów, nie krępuj się.
- Dowiedziałam się o zdradzie mojego przybranego tatulka Łukasza Broźa.
- Kogo? – brunet zaskoczony zakrztusił się kanapką i spadł z kanapy.
- Broźa – powtórzyłam.
Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Wiedziałam, że, kiedy Rybicki dowie się o tym kim jest moja rodzinka zareaguje mniej więcej tak jak teraz.
- Nazywasz się Emilia Broź? To znaczy? – spojrzał na mnie wyczekująco otwierając szerzej oczy.
- Tak, to znaczy, że grasz w jednym klubie z moim tatuśkiem. Oszczędź już pytań o rodzinę – stwierdziłam.
Piłkarz usiadł obok mnie i z uśmiechem objął mnie ramieniem.
- Córka piłkarza i ja piłkarz. Nie to żebym coś sugerował – powiedział posyłając mi cwaniacki uśmieszek.
- Na nic nie licz. – Mariusz był przystojny, ale po przeżyciach dzisiejszego dnia nie miałam ochoty na żadne romanse.
- Szkoda – westchnął brunet. – No, ale w takim razie, inaczej cię rozweselę. – dodał i z entuzjazmem opuścił pokój, by po chwili wrócić do niego z jakaś planszówką w ręku.
- Scrabble? Na serio? – spytałam widząc jak piłkarz kładzie je przede mną.
- To jest super gra, zwykle wygrywam, ale dziś dam ci fory – wytłumaczył się brunet i rozsypał litery.
Roześmiałam się zdając sobie sprawę w jakiejś sytuacji się znalazłam. Najpierw beczałam błąkając się po ulicach Łodzi a teraz siedzę sobie w domu, ledwo znanego mi chłopaka grając z, nim w Scrabble.
- Dobra ty zaczynasz – oznajmił Mariusz wskazując na plansze.



~*~


Po jakże emocjonującej grze, w której to oczywiście ja wygrałam postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Padło na „Epokę Lodowcową 3” chyba najbardziej dorosły film jaki znalazłam w zbiorze piłkarza.
- Ciii! – uciszył mnie Mariusz, kiedy po raz kolejny nie usłyszał dialogu Sida.
-Wyluzuj, twój guru i życiowy mistrz jeszcze nie raz się wypowie w tym filmie – powiedziałam z rozbawieniem w stronę chłopaka, który ze śmiertelnie poważną miną jakby był oburzony moją wypowiedzią pogłośnił dźwięk.
- Nigdy nie żartuj z Sida! – mina jaką zrobił Rybicki wypowiadając te słowa sprawiła, że na mojej twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech.
- Jesteś taki dziecinny – stwierdziłam klepiąc chłopaka po plecach.
Oglądanie filmu przerwał nam niespodziewanie dzwonek mojej komórki. Niechętnie zerknęłam na wyświetlacz, ale dostrzegając imię tatulka od razu nacisnęłam „odrzuć”. Nie chciałam z, nim rozmawiać, pewnie dzwonił w sprawie mojego nie pojawienie się w domu na noc, ale miałam to gdzieś. Odłożyłam komórkę z powrotem na miejsce i opierając się o Mariusza wróciłam do oglądania filmu. Cieszyłam się, że jest na tym świecie ktoś, z kim mogłam teraz posiedzieć.



„Nie śniło jej się nawet, że życie może nieść tyle bólu, chociaż fizycznie nic człowiekowi nie dolega.”  


_________________________
Dzięki testom gimnazjalnym mam dodatkowe trzy dni wolne, które oczywiście wykorzystałam na napisanie rozdziału. Rewelacyjny nie jest ale już się przyzwyczaiłam, że mi się nigdy moja twórczość nie podoba.
Rozdział z dedykacją dla mojej przyjaciółki Ani, która ma dzisiaj urodziny i której obiecałam, że wstawię do rozdziału fragment z Sidem ;3

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 4


Po meczu jeszcze długo nie mogłam się otrząsnąć od natłoku wrażeń. Przed przyjściem nawet przez głowę mi nie przeszło, że mogłabym na tym jednym meczu poznać tożsamość moich dwóch do tej pory nieznajomych chłopaków. Nie wiedziałam tylko czy było się z czego cieszyć. Obaj piłkarze, obaj z tym samym imieniem i jeszcze najpewniej obaj porządnie walnięci.
- Emilka zamknij drzwi! – usłyszałam krzyk Natalii, która wraz z masą zakupów, na które skoczyła ze mną po meczu pakowała się do mieszkania.
- Jasne! – odkrzyknęłam i posłusznie wykonałam prośbę.
Kiedy drzwi były już zamknięte udałam się do Natalii aby pomóc jej w rozpakowaniu zakupów.
- Jedziemy później po Nelke czy twoja mama ją odstawi? – spytałam otwierając pierwszą torbę.
Nel nie była z nami na meczu i Natalia odwiozła ją do swoich rodziców aby jej popilnowali.
- Jak tylko to rozpakuje, to po nią jadę. Zostaniesz i zaczekasz aż Łukasz wróci? – brunetka odstawiła zawartość jednej z toreb na blat stołu.
Łukasz zawsze po meczu wracał sam. Lubił długo się przebierać, gadać z resztą drużyny o meczu, żartować i jakoś nie specjalnie spieszyło mu się do domu.
- Pewnie – odpowiedziałam i zabrałam się za kolejną torbę zakupów.


~*~


Siedziałam sama w pokoju z laptopem na kolanach sprawdzając powiadomienia z facebooka. W całym mieszkaniu panowała idealna cisza a wyjazd Natalii po Nel nie wiadomo dlaczego bardzo dłużył. Mój tatulek też nie dawał znaków życia. Panującą wszędzie cisze przerwał niespodziewanie dziwię mojego smsa.
„Łukasz potrzebuje pomocy. Krystian do mnie napisał, że wszyscy zabrali się do niego na kilka piwek, żeby świętować dzisiejszy wygrany mecz, ale nasz Łukaszek przesadził i siedzi u nich schlany i ktoś musi po niego jechać. Ja jestem jeszcze u rodziców i się nie wyrobię, więc liczę na ciebie. Adres Krystiana znasz, więc, jeśli możesz jedź tam jak najszybciej ja postaram się później do was dojechać.” – przeczytałam treść wiadomości od Natalii.
Westchnęłam i niechętnie podniosłam się z łóżka. Jakoś nie bardzo chciało mi się wpychać na imprezę do kilku zalanych kolegów mojego tatulka. Jak zwykle takie sytuacje przytrafiały się tylko mi. Jak najszybciej włożyłam na siebie buty i płaszcz i zgarniając jeszcze leżącą na łóżku komórkę opuściłam mieszkanie. Byłam niczym Superman lecący na ratunek.


~*~


Osiedle, na którym mieszkał organizator całej tej balangi – Krystian Nowak – nie było trudne do namierzenia. Młody piłkarz był na tyle bogaty , że mógł sobie pozwolić na mieszkanie na najbardziej luksusowym i odpicowanym osiedlu w Łodzi. Każdy wiedział, gdzie się znajdowało i jak tu trafić.
Nacisnęłam dzwonek do drzwi właściwie śmiejąc się z samej siebie i tej chorej sytuacji w jakiej się znalazłam.
Po chwili drzwi otworzył mi sam Nowak.
- Oooo Witaj! – powiedział z nienaturalnie wielkim uśmiechem i wpuścił mnie do środka.
- Gdzie jest Broź? – spytałam od razu nawet nie przekraczając przedpokoju.
- No tu – oznajmił jakby nigdy nic wyraźnie upity już piłkarz.
Klepnęłam się w głowę słysząc idiotyczną odpowiedź piłkarza i ruszyłam w głąb mieszkania mając nadzieje, że znajdę przybranego tatulka żywego i nie za bardzo cuchnącego alkoholem.
Kiedy przekroczyłam próg salonu dostrzegłam siedzących i leżących w, nim piłkarzy Widzewa. Dudek stał nad wielkim akwarium Nowaka robiąc do biednych pływających w, nim rybek dziwne miny.
- Eee Krystian one jakoś tak dziwnie nam mnie patrzą. Karmiłeś je dzisiaj? – wydarł się piłkarz stukając w szybę akwarium.
Pokręciłam z zażenowaniu głową i przeniosłam wzrok na siedzącego a właściwie zsuwającego się z kanapy Krakowiaka, młodego bramkarza Widzewa.
- Lecę, bo chcę! Lecę, bo życie jest złe! Czy są pieniądze czy nie! – darł się chłopak na koniec z impetem spadając z kanapy.
Zakryłam twarz ręką i z niedowierzaniem pokręciłam głową.
- Niezła impreza co nie? – niespodziewanie za plecami usłyszałam znajomy głos na, którego dźwięk mojego serce wyraźnie przyspieszyło.
Odwróciłam się przodem do stojącego za mną Stępińskiego i niepewnie się uśmiechnęłam. Nie przyznałabym się do tego, ale tęskniłam za widokiem jego pięknych tęczówek. Chłopak zilustrował mnie wzrokiem a na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek. Poznał mnie.
- Zostajesz i szalejesz z nami? – spytał.
- Nie kręci mnie pijane towarzystwo. Przyszłam tylko po Łukasza – odpowiedziałam pocierając nerwowo ręce, które zaczęły mi się pocić. Przy piłkarzu zachowywałam się nad wyraz dziwnie.
- Łukasz zaliczył już zgon i leży w sypialni Nowaka – powiedział brunet wskazując mi palcem następny pokój.
No pięknie, Natalia nie będzie zadowolona.
- Właściwie księżniczko, to, co ty tu robisz? Skąd znasz Broźa? – uśmiechnęłam się słysząc jak mnie nazwał. Przed oczami stanęło mi niewyraźne wspomnienie naszej pierwszej rozmowy z klubu.
- To mój przybrany ojczulek – odpowiedziałam z uśmiechem. – Miałeś nadzieje, że po rozmowie w klubie już mnie nie spotkasz co? A no widzisz Łukasz i jego pijactwo pokrzyżowało twoje plany.
Chłopak posłał mi uroczy uśmiech i już miał otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, kiedy z przedpokoju doszedł nas głośny krzyk.
- Gdzie jest Broź?! Ukatrupię tego pijaka! – wrzaski Natalii rozniosły się po całym mieszkaniu.
- Spokojnie, spokojnie. Wszystko mamy pod kontrolą – próbował załagodzić sytuację Nowak, ale, ledwo stojąc i kierując swoje słowa do wieszaka na płaszcze, a nie Natalii wydał się mało wiarygodny.
- Gdzie on jest? Gdzie jest ten idiota!– ponownie wydarła się Natalia.
- Tam. – Krystian niepewnie wskazał brunetce swoją sypialnie, w której znajdował się Broź.
Natalia wparowała do pokoju z gniewną miną mijając po drodze mnie i Mariusza.
- Wstawaj! Ja się dzieckiem zajmuje a ty jedyne co robisz to chodzisz i chlejesz jak świnia! My już sobie porozmawiamy w domu! – krzyki Natalii rozniosły się po mieszkaniu.
Po chwili z pokoju wypadł oszołomiony, ledwo trzymający się na nogach Łukasz, który z przerażeniem patrzył na wściekłą żonę.
- Chyba musze już lecieć – oznajmiłam Mariuszowi, który zaskoczony oglądał cała to sytuację. – Do zobaczenia – rzuciłam, kiedy wraz z Natalią i Łukaszem opuściłam mieszkanie Nowaka.


~*~

W domu panowała dość napięta atmosfera. Natalia była zła, Łukasz właściwie nic nie pamiętał a ja i Nel stałyśmy pośrodku tej sprzeczki i całego zamieszania.
Nie miałam ochoty na wysłuchiwanie kłótni, więc zadzwoniłam po Wiki, mając nadzieje, że przyjaciółka wyciągnie mnie jakoś z domu. Nie pomyliłam się, bo już po chwili blondynka stała w drzwiach mieszkania uporczywie
naciskając na dzwonek.
- Raz, by wystarczyło! – krzyknął Łukasz otwierając drzwi, ale, kiedy dostrzegł, kto stoi po drugiej stronie zamilkł i wyraźnie pobladł.
- Coś się stało? – spytałam podchodząc do niego i wpuszczając Wiki, która też nie wyglądała najlepiej.
- Nie nic. Wszystko w porządku – odpowiedział mój
nadal zszokowany tatusiek i udał się do kuchni.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Wiesz, o co chodziło? – zapytałam przyjaciółkę, ale blondynka tylko przecząco pokręciła głową unikając mojego wzroku.
Coś było nie tak.
- Dobra nie ważne chciałaś się wyrwać z domu to chodź do kina – oznajmiła po chwili Wiki i podając mi płaszcz wyciągnęła na klatkę.
Zachowanie przyjaciółki i mojego tatulka było mocno podejrzane, ale postanowiłam to zignorować. Możliwe, że miałam jakieś omamy. Pewnie dzisiejsza rozmowa ze Stępińskim tak mną omotała, że teraz nie kontaktuje normalnie. Westchnęłam i ruszyłam za schodzącą już po schodach przyjaciółką
.
 
 
„Im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje mu wolność, ale unieszczęśliwia.”
 

_______________________
Emilka staje mi się coraz bliższa. Jak myślę  o tym wszystkim przez co będzie musiała przejść w moim opowiadaniu to mi jej szkoda. Nadzieja w tym, że jest twardą dziewczyną i da radę.
Przepraszam za to, że rozdział tak trochę później niż zwykle ale drugie opowiadanie z Manią i skoczkami strasznie mnie pochłania. Dziękuje też wam, że nadal komentujecie.
Jak widać pojawił się nowy szablon. Niebieski, klimatyczny jak dla mnie pasuje do opowiadania.
Rozdział taki pod ostatnia bramkę Stępińskiego strzeloną w meczu z Pogonią. Chłopak się rozkręca ;)

 

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 3


Gdy byłam małą dziewczynką tata często zabierał mnie na mecze piłki nożnej. Kochał ten sport ponad wszystko, a że nie miał syna ubierał mnie w za dużą klubową koszulkę i sadzał na jednym z stadionowych krzesełek tuż obok siebie. Na początku nie rozumiałam zasad gry, a jedyne co na mnie działało to głośny i radosny okrzyk słowa „gol”, który tak często padał pośród kibiców. Później sama dałam się ponieść pasji ojca i, gdy on leżał zmęczony na kanapie ciągnęłam go na mecz obwijając klubowym szalikiem. Chwile spędzone z, nim na przeróżnych stadionach w większości jednak Widzewa uważałam za najlepsze i to one jako pierwsze pojawiały się w mojej głowię na wspomnienie taty. Piłka stała mi się obojętna dopiero po tym jak zamieszkałam z Łukaszem i Natalią. Niespodziewanie miałam jej za dużo, gdzie się nie odwróciłam, a to trening Łukasza, a to kolejny mecz, teraz musi iść na konferencję, a następnie wyjeżdża na zgrupowanie.Za dużo, za obficie i zbyt często. Były jednak momenty, kiedy robiłam wyjątek. Piłka była przecież pasją Łukasza a ja, Natalia i Nelka miałyśmy obowiązek go w niej wspierać.
Nadszedł dzień meczu Widzewa z Zagłębiem. Mecz nie wiedzieć czemu niezwykle ważny dla mojego przybranego ojczulka. Siedziałam na VIP-owskiej trybunie ubrana w czerwoną, meczową koszulkę Broźa pośród innych partnerek i dzieci piłkarzy.
- Za, ile zaczną grać? –spytałam już znudzona w stronę siedzącej obok Natalii.
- 9 minut do pierwszego gwizdka – oznajmiła mi brunetka spoglądając na zegarek.
Westchnęłam ciężko i opadłam na stadionowe krzesełko.
- Sikać mi się chce – stwierdziłam po chwili.
- To idź do łazienki, jeszcze zdążysz. – Natalia wskazała mi palcem kierunek, w którym powinna się udać.
- No to czas na misję ”toaleta” – powiedziałam robiąc cwaniacki uśmieszek. Podniosłam się z miejsca i z nadzieją, że trafie udałam w wyznaczoną stronę.


~*~
 

Jak na złość wszystkie stadionowe korytarze wyglądają tak samo. Jestem pod wrażeniem jak sami piłkarze się w nich nie gubią.
- Halo! Halo! Jest tu kto? – wydarłam się na cały głos.
Byłam w jakimś kolejnym szarym korytarzu, który od innych odróżniał się tylko zawieszonym na ścianie grupowym zdjęciem piłkarzy Widzewa. Podeszłam bliżej fotografii aby wśród ubranych w korki i meczowe stroje chłopaków odnaleźć sylwetkę mojego tatuśka Broźa. Zanim jednak zdążyłam przyjrzeć się którejkolwiek z twarzy usłyszałam zbliżające się odgłosy czyichś kroków. Przestraszona odwróciłam się w ich stronę.
- Co ty tu robisz? Osoby nieupoważnione nie mogą tutaj przebywać! – usłyszałam z ust zbliżającego się chłopaka.
Kiedy po chwili nieznajomy podszedł do mnie i stanął naprzeciwko zamarłam. Przede mną stał chłopak ze sklepu, ten czarujący uśmiechem brunet, który wykłócał się o miejsce w kolejce. Otworzyłam szerzej oczy nie wierząc w to, co widzę. Nie wiedziałam co mam robić.
- Chwileczkę – powiedział chłopak zbliżając się jeszcze odrobinę. – O w mordę! Ja nie mogę to ty! – krzyknął po chwili. – Kurczę co kłótliwa dziewczyna ze sklepu robi w zamkniętej części stadionu? – spytał wybałuszając gały.
- Robi sobie spacer – oznajmiałam ironicznie i przewróciłam oczami ignorując wcześniejszy fakt, że nazwał mnie kłótliwą dziewczyną. – A tak dokładniej mówiąc to szukam łazienki.
Chłopak uśmiechnął się do mnie tak słodko, że mogłam śmiało zwymiotować tęczą.
- Zaprowadzić cię? – spytał a ja dostrzegłam jak bardzo cieszy go ta możliwość.
W normalnych okolicznościach odpowiedziałabym nie i jakoś wytrzymała, ale mój pęcherz zbytnio dopominał się o swoje.
- Dobra - odpowiedziałam i posłusznie ruszyłam za szczerzącym się chłopakiem.
Po załatwieniu swojej potrzeby zadowolona opuściłam łazienkę pod którą czekał na mnie brunet.
- Tak właściwie to jestem Mariusz – powiedział i wyciągnął w moją stronę dłoń. – Nie przedstawiłem ci się ani w sklepie ani chwile temu przy naszym drugim spotkaniu.
- Emilka – oznajmiłam i uścisnęłam mu dłoń.
- Jeśli mogę wiedzieć to, co poza poszukiwaniem toalety sprowadziło cię na stadion? – zapytał po chwili.
- Mecz, zresztą jak chyba wszystkich dzisiaj. A ciebie? – zdałam sobie sprawę, że właściwie nie wiem, co chłopak tutaj robi.
- Jestem piłkarzem – wyjaśnił ze śmiechem. – No wiesz ten co biega po murawie za piłką – uściślił.
Uśmiechnęłam się rozbawiona jego odpowiedzią. Kiedy po raz pierwszy spotkałam się z Mariuszem w sklepie jego twarz wydała się lekko znajoma, zawód piłkarza wyjaśniał te sprawę.
- Rybicki! Gdzie jest kurwa Rybicki? Kto widział tego małolata?! – po korytarzu rozniósł się niespodziewanie czyjś podniesiony głos.
Rozejrzałam się zdziwiona dopiero teraz dostrzegając, że obok nas znajduje się pokój z napisem „szatnia”.
- Cholera! Muszę lecieć, wołają mnie. – rzucił przerażony brunet. – Pamiętaj Mariusz Rybicki! – dodał wskazują na siebie i posyłając mi ostanie urocze spojrzenie zniknął za drzwiami szatni.
- Gdzieś ty się kurwa podziewał Rybicki? Myślisz, że będziemy znosić twoje ciągłe wybryki? Posadź wreszcie swój tyłek i słuchaj taktyki na mecz! – z szatni doszły mnie krzyki jakiegoś mężczyzny.

 

~*~

 

W jakiś magiczny i nie znany mi sposób odnalazłam drogę na VIP-owski sektor. Automatycznie zapisałam też w głowię, żeby poinformować Łukasza, że na ich stadionowych korytarzach przydałyby się jakieś oznaczenia albo informację. Byłam pewna, że takich gubiących się idiotek jak ja, jest więcej.
- Jestem – rzuciłam do Natalii i zajęłam swoje miejsce.
Brunetka pokiwała tylko głową i przeniosła swój wzrok na murawę, gdzie właśnie pojawiali się piłkarze. Na widok wchodzącego Mariusza i jego koszulki z napisem „Rybicki” lekko się uśmiechnęłam. Nie miałam bladego pojęcia, że go tu dzisiaj spotkam i dowiem się, jak mój wpychający się do kolejek nieznajomy się nazywa. Był przystojny, sympatyczny, a co najważniejsze mimo złego pierwszego wrażenia w sklepie chyba mnie polubił.
Po chwili wszyscy piłkarze ustawili się do odśpiewania dwóch hymnów grających dzisiaj ze sobą drużyn. Kiedy stanęli obok siebie przyjrzałam się każdemu dokładnie.
- Dziesięć – burknęłam pod nosem niewyraźnie, ale Natalia i tak to usłyszała.
- Co? – spytała spoglądając na mnie.
- Widzewiaków jest tylko dziesięciu – wyjaśniłam jeszcze raz licząc stojących w czerwonych koszulkach piłkarzy. – Jednego brakuje do wyjściowego składu.
- Rzeczywiście – przyznała mi rację Natalia. – Gra się w jedenastu.
Ledwo moja mamuśka skończyła wypowiadane słowo a na murawę wpadł zdyszany, wysoki chłopak w czerwonej koszulce Widzewa z proporczykiem stołecznego klubu w ręku. Podbiegł do Łukasza i wręczył mu proporczyk, po czym sam ustawił się obok kolegów z dumną miną ogłaszającą, że jest gotowy.
- No i jest, brakowało Stępińskiego. – oznajmiła Natalia uśmiechając się na widok chłopaka.
Podniosłam się z krzesełka aby lepiej widzieć twarz wysokiego chłopaka, którego moja mamuśka nazwała Stępińskim. Poczułam jak uginają się pode mną kolana. Nawet z tej odległości dostrzegłam piękne szaro-niebieskie tęczówki, które tak bardzo wyróżniały się z tłumu.
- Te oczy – wymamrotałam pod nosem jak głupia wpatrując się w stojącego na murawie wysokiego chłopaka.

„Zaskoczenie jest elementem budującym całą zabawę. Myślimy sobie, że dobrze jest jak jest a tu nagle świat odwraca się do góry nogami.”
 
________________________
Rozdział krótki z czego zdaje sobie sprawę ale chciałam w nim tylko ukazać tożsamość tajemniczych chłopaków Emilki, więc to mi się udało. Następny będzie miał już normalną długość i zacznie się akcja.
Na blogu pojawiły się nowe zakładki „Bohaterowie” i „Spam” jeśli chcecie możecie się z nimi zapoznać. A zainteresowanych moją twórczością (a raczej tym czymś co robię) zapraszam na moje drugie opowiadanie o skoczkowej tematyce ale myślę, że zrozumieją go wszystkie osoby nie tylko fani skoków.
Taka mała informacja dla myleny i Roberty : Starałam się jak mogłam, żeby nie było wiadome kim są adoratorzy a wy od razu mi strzelacie i jeszcze trafiacie z nazwiskami. Chyle czoła ;)
 

Obserwatorzy